Słowo się rzekło, bankrut u płota, żegnajcie kokosy i franki szwajcarskie. Nadeszła pora wydać wszystko i żyć dalej samym szczęściem. A jeśli uda się przy tym coś jeszcze ugrać, no to na nasze szczęście – byle towarzystwo dopisało. Bo też i gra, która zawitała w naszej redakcji jest wybitnie towarzyska.
Instrukcja i zasady
Bankrut jest grą bardzo towarzyską i bardzo interakcyjną. Zaczyna się powoli, może nawet niemrawo, a potem… potem następuje coś jakby gong na giełdowym parkiecie, a gracze przystępują do właściwej akcji. Kolejność nie gra roli, bo wszystkie zawierane podczas gry transakcje mają miejsce w czasie rzeczywistym.
Gra w największym skrócie polega na tym, że swoje zasoby (czyli karty na ręku) należy spożytkować jak najkorzystniej. Spożytkowanie owo polega na zbieraniu kart, za które dostaniemy punkty dodatnie i zbywanie tych, które grożą nam stratami. W tym ostatnim przypadku najważniejsza podpowiedź leży na środku stołu. Chodzi o kartę pokazującą towar trefny. Warto na nią zerkać od czasu do czasu, bo może się okazać, że nagle, na skutek pewnych zawirowań, diametralnie zmieni się sytuacja na rynku. To co jest dosyć istotne, to fakt, że końcowa ilość kart na ręku nie musi się równać ilości początkowej. Od momentu rozpoczęcia partii na stole powinny królować: wymiany, negocjacje, rozdawnictwo i wrzaski – czyli prawdopodobnie całkiem normalne rodzinne popołudnie.
Wiek, liczba graczy i czas gry.
Mamy tu do czynienia z grą bardzo żywiołową i pod tym względem wiek, ustalony na
8+ wydaje się jak najbardziej prawdopodobny. Niemniej jednak podczas rozgrywki liczy się także zmysł obserwacji i dość chłodnej kalkulacji co może wpływać na jakość gry z młodszymi zawodnikami.
Podobnych wątpliwości nie mamy w odniesieniu do liczby graczy. Przede wszystkim warunkiem koniecznym jest tres faciunt collegium. Przy mniejszej liczbie potencjalnych bankrutów, będziemy mieli do czynienia ze zwykłą dyskusją w miejsce oczekiwanych kłótni, forteli i podstępów. Górny limit ilości zawodników wyznaczają pojemność stołu i ilość kart. Zatem w redakcji zgadzamy się z ustalonym przez wydawcę zakresem 2-4.
No i czas? Czas to pieniądz, a nazwa gry to „Bankrut” więc… Starajcie się… starajcie, ale wyznaczone 30 minut wydaje nam się raczej absolutnym minimum.
Opakowanie, gra i ogólne wrażenie
Pod względem rozmiarów, to można śmiało powiedzieć, że Bankrut ma świetne zadatki na grę podróżną. Jest to gra karciana, pudełko jest naprawdę niewielkie, a największym elementem jest notatnik na punktację, który przecież można zastąpić zwykłym brulionem. Jednocześnie (również dzięki pudełku) nie musimy się obawiać, że gra zginie gdzieś na półce.
Atmosfera rozgrywki w bardzo dużym stopniu zależy od graczy. Podejrzewam, że możliwe są spokojne partie. Jednak ilość możliwości do zastosowania różnego rodzaju trików forteli, czy mnogość szans na podłożenie komuś świni daje nadzieję na to, że będą to raczej gorące chwile zakończone ciężko wypracowanym rozejmem. Jedyne zastrzeżenie może budzić sposób punktacji, który na pierwszy rzut oka sprawia lekko zastraszające wrażenie – punkty zdobywa się za zakończenie rundy, za posiadane towary (ich całość, ponad połowę, lub – ujemne – za towary trefne). Przy pierwszych rozgrywkach panowanie nad posiadanymi zasobami i ich wartością troszeczkę spowalnia grę. Na szczęście to przechodzi.
Najprzyjemniejsza sprawa to chyba właśnie ta szalona atmosfera, która porywa nawet dorosłych i bardzo dojrzałych graczy (choć redakcja niekoniecznie jest tu wiarygodnym przykładem). Być może w grę wchodzą tu wspomnienia z wieczorów integracyjnych na wszelkiego rodzaju wyjazdach.
Grę do recenzji dostarczyła nam Nasza Księgarnia