z pamiętnika znalezionego pod wersalką II

...wtedy się pojawiały. To najwyraźniej musiało mieć związek z emocjami i porą roku. Gdybym chociaż kogoś zabił... pobił... podłożył komuś nogę... czułbym bardziej, że tu jest ich miejsce. Ale tak? Szczególnie ten jeden pochrzaniony duet. A przecież uciekałem i uważałem by się nie dać dogonić. Ale dogoniły mnie wszystkie, lub prawie wszystkie. I co z tego, że nie wszystkie zamieszkały pod parapetem. Te dwa postanowiły najwyraźniej zamieszkać na dachu i tylko od czasu do czasu zapukać w okno. Zapewne jest jakiś sposób, by się przydały, ale ja go...

rękopis jest wprawdzie spisany jednostronnie, ale na cienkim papierze, a skutek tego taki, że ciecz rozlana na poprzednich kartkach ma swoje destrukcyjne działanie również w dalszym ciągu historii o ... chyba o duchach.

w arafatce?! Getry, wywijki, glany jak się patrzy, mundurek w szlachetnej szarości, beret, chusta i a r a f a t k a ?! Tak teraz wygląda uniform Harcereczki? Czy tak teraz wygląda Honor i Ojczyzna? o trzecim elemencie nie wspominając? A gdzie szacunek dla munduru? Pamiętam, że gdy chciałem... hmm.. a ona.. ona... Ona miała szacunek. To były kolorowe wiosenne dni. Duch przypomniał. Ucieczka się nie udala. Znalazł, śledził po całym mieście... schował się i teraz wyszedł powiedzieć "a kuku". Jak to jest, że on nigdy nie pracuje sam...

tym razem to nie ciecz, tylko staranna praca żyletką pozbawiły historię ciągłości. Papier jest w tym miejscu jeszcze cieńszy, ale widać, że autor umie obchodzić się z ostrzem na tyle dobrze, by nie zostawiać świadectw swych myśli.

...niespełnionej. Apage - powiedziałem, ale bez przekonania. Mój idol, cynik Bogart, też zapewne tak mówił... i z takim samym zapałem. Wiedziałem jedno - to kwestia czasu, nim pojawi się następny.

Tydzień dobiega końca. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby, nie fakt, że dopiero się zaczął. Codziennie wychodzę z biura z takim samym nastawieniem, do tego co zostawiam za sobą, jak koń pociągowy zrzucający zbędne obciążenie. Nie poświęcam nawet sekundy na to, by się obejrzeć. Papierosy się skończyły. Zgodnie z przewidywaniami ostatni zamiast ulgi przyniósł zatrucie. Drobna odmiana, której rychły koniec nastąpił po treściwej wymianie poglądów między żołądkiem i odbiorcą białego telefonu. Przez krótką chwilę osiągnąłem stan, gdy nawet pusta butelka nie rusza i nie napawa strachem o niepewność jutra. Ale potem przeszło i zatrucie. Ale za to przyszedł...
Mieszkał ze mną w czynszówce wujka, w pokoju dziecinnym, z którego wyszedłem już dawno, a nawet w wynajętym apartamencie w śródmieściu. Ale pod parapet go nie zapraszałem. W sumie nie robi nic złego. Siedzi obok i kieruje wzrok na bardzo interesujący punkt na ścianie lub suficie. Nim się spostrzegam, zazwyczaj jest już kilka godzin później... za późno by zrobić cokolwiek. Za późno by wyłączyć myśli "co by było gdyby..."

czasem myślę, ze butelki nie schły mu aż tak rzadko, oraz że plamy są całkiem nieprzypadkowe...

<-co było przedtem * co było potem->