O Gaimanie można pisać wiele i może nigdy nie będzie dosyć. Ponieważ nie omieszkam jeszcze wspomnieć przy innej okazji o jego twórczości, tu skupię się wyłącznie na jej wybranym fragmencie, jakim jest pisanie przez niego scenariuszy do komiksów. Gaiman wraz z innym, starszym od niego, autorem - Alanem Moorem (z którym znają się dobrze i przyjaźnią tym twórczym rodzajem rywalizacji) wywodzą się z angielskiej szkoły literackiej. Wysoki poziom wykształcenia, oczytanie, niecodzienność i dar snucia opowieści pozwoliły stać się obu panom jednymi z najlepiej rozpoznawanych autorów komiksowych w USA. Nietypowe tematy, jakie poruszali, wymagające pewnego obycia i alternatywnego myślenia zawładnęły umysłami wielu czytelników. Jak się okazuje opowieść można stworzyć ze wszystkiego.
Dodam tylko, że Neil Gaiman nie pisuje tylko komiksów, pisuje także świetne książki (
Amerykańscy Bogowie – książka, która zgarnęła niemal wszystkie najważniejsze nagrody z dziedziny fantastyki w latach 2001-2002 m. in. nagrodę Hugo, Nebula i nagrodę Brama Stokera;
Gwiezdny Pył, Nigdziebądź), opowiadania, scenariusze do filmów (
Neverwhere, Mirror Mask, Beowulf), wiersze, piosenki (co ciekawe przyjaźni się z dwiema piosenkarkami Thea Gilmore i Tori Amos co owocuje wymienianiem się wpływów), sztuki, mroczne bajki dla dzieci i hoduje koty. Jego opowiadania są często także przerabiane na komiksy, sztuki radiowe lub filmy (obecnie rozpoczęły się pracę nad filmową wersją książkowej Koraliny a także komiksowej Śmierci, o której za moment). Być może siłą Gaimana jest to żyjąc ze sztuki słowa opowiadanego udanie łączy własne niecodzienne pomysły, mity ludzkiej wyobraźni z trendami podkultury, Gaiman być może po prostu jego unikalna „gaimanowość” wyrażająca się lekkim ekscentryzmem połączonym Gaiman szacunkiem dla swoich czytelników.
Gaiman pisze bardzo dużo i choć z reguły robi to na zamówienie jego twory nie są bezpłciowym machnięciem pióra „na odwal się”. Umiejętność współpracy Gaimana z innymi powoduje ponadto, że dobrze rozumie także czytelnika. Dzięki tym cechom autor ten od dawna rozpoczął współprace z wyjątkowym artystą grafikiem Davem McKean’em, który stworzył okładki niemal wszystkich jego dzieł.
Stylu McKean’a nie sposób pomylić z żadnym innym. Wypełnia go tajemnica pełna chaotycznych wirów, ulotnych wspomnień, czających się emocji sfotografowanych jakby aparatem wróżek.
Gorzej jednak bywa z grafikami wewnątrz komiksów, są to na ogół porządne warsztatowe twory, ale bez żadnych rewelacji. To tak jakby komiks Gaimana miała obronić sama historia, co jest poniekąd prawdą. W końcu autor otrzymał aż 19 nagród Eisnera za scenariusze komiksowe, a jedna z jego opowieści o personifikacji snu, Sandmanie zdobyła w 1991 r. jako jedyna w historii niezwykle prestiżową nagrodę literacką
World Fantasy Award, po czym na stałe usunięto możliwość nominacji do niej jakiegokolwiek innego komiksu. Być może taka jest polityka amerykańskich koncernów komiksowych by uzdolnionego scenografa łączyć we współpracę z mniej zdolnymi grafikami. Podobny los spotkał albumy o Śmierci, śliczna okładka, świetna historia, i co najwyżej przeciętnie wykonane szkice.
Seria
Sandman powstawała od 1989 do 1996 i mimo jej zamknięcia nadal jest w stałym dodruku i nadal jest rozwijana w rozmaitych spin-offach dotyczących pobocznych postaci serii, choć już nie koniecznie scenariusze pisane są przez Gaimana. Na jednym z takich spin-offów wymienionym powyżej chciałbym się skupić.
Śmierć, bo to o niej mowa jest bohaterką dwóch napisanych przez Neila Gaimana odrębnych od serii Sandman historii
Wysoka cena życia oraz
Pełnia życia zebranych w jednym tomiku. Jak mówią słowa pewnej piosenki „śmierć nie musi być starą zrzędliwą nie musi ciągle kosy nosić, może być piękną, wesołą i czasem nawet o urlop poprosić”. Może nie do końca tak, ale Śmierć jest bardziej żywa niż wielu ludzi i cieszy się każdą chwilą. Wygląda trochę dziwnie jak to dziewczyny nim staną się piękne, ma trochę za długie nogi i ręce, czarne włosy w ciągłym nieładzie i szczery uśmiech przyklejony do dziewczęcej twarzy. Odziana jak fanka subkultury gotów, jest taka właśnie od wieków. Trochę jak Piotruś Pan, ale o wiele mądrzejsza. To ona właśnie jest przewodnikiem i przyjaciółką bohaterów opowieści.
W pierwszej historii pod tytułem „
Wysoka cena życia” młody chłopak Sexton Furnival przeżywa jak mu się zdaje najgorszy okres w swoim życiu. Skończył 16 lat i ma wszystkie problemy, jakie może mieć nadwrażliwy i nazbyt inteligentny chłopak w wieku dojrzewania. Co gorsza jego rozważania nad sensem istnienia mnie pozbawione są rozsądku nawet jeśli udowadniają że samobójstwo jest najlepszym z możliwych wyjść. Nikt nie podaje mu ręki w ostatecznej chwili, raczej ktoś się wtrąca – Didi, bo tak przedstawia się mu Śmierć. Jest niezwykle ciekawska i wyciąga wręcz siłą Sextona go na spacer po Central Parku – miejscu bardzo dziwacznym i przepełnionym magią. To wyjątkowa historia drogi, to świetna historia o dojrzewaniu i to bardzo ciepła historia o wartości życia, którą najlepiej zna Śmierć.
Druga z historii zbiorku pod tytułem „
Pełnia życia” jest dużo słabsza, nie znaczy, że jest zła, ale nie dorównuje pierwszej. Autor z resztą napisał ją dwa lata później wykorzystując poboczne postacie pierwszej opowieści, dwie lesbijki Hazel i Foxglove. Pierwsza z nich opiekuje się swoim małym synkiem, druga – uznana piosenkarka spędza życie w błyskach fleszy. Oczywiście starcie tych dwóch postaw w związku jest nie uniknione, związek zdąża ku przepaści, ale.. właśnie tu pojawia się radosna Śmierć. Historia jest jednak mniej przemyślana i do tego bardziej wypełniona onirycznymi majakami, co utrudnia jej odbiór, jednak wyprawa do Krainy Śmierci z pewnością należy do ciekawych motywów.
Marcin Marchlewski