Imię róży – Umberto Eco

Być może pierwsze pytanie, które sobie zadacie, będzie brzmiało „Dlaczego ta książka nie trafiła do działu odkurzonych, przecież to klasyk.” I przyznam szczerze, że nie będzie mi trudno na nie odpowiedzieć. Gorzej wygląda sytuacja, jeśli pierwszym pytaniem, które sobie zadaliście było: „Ciekawe co słychać u Seana Connery'ego?

okładka książki

I w tym drugim przypadku będę musiał się przyznać, że – choć czytałem już wcześniejszą wersję , a film oglądałem później – to podczas ponownej lektury nie mogłem przegonić z wyobraźni twarzy aktorów grających te najbardziej charakterystyczne role.

Ale dlaczego właśnie ta książka Umberto Eco trafiła do świeżych recenzji, zamiast do kącika przykurzonych książek? Winien jest sam autor. Chyba nie popełnię nadużycia, jeśli przyznam, że Eco jest pisarzem/autorem doskonałym. Z osobowościami doskonałymi zaś jest zawsze ten problem, że chcą coś poprawiać, udoskonalać i upiększać. Czy słusznie? Można się nad tym zastanawiać, a co dociekliwsi niechże piszą sobie artykuły i rozprawki. Autor zdecydował, że po trzydziestu latach Imieniu róży należy się odświeżenie i musimy się z tym pogodzić.

Nie mam zamiaru Was przekonywać, wprowadzone poprawki wykryłem od razu. Zresztą – w grę wchodzi tu nie tylko praca Eco, ale również tłumaczy i redaktorów, więc różnice pomiędzy tymi wydaniami są bardziej, niż oczywiste. Pamiętam jednak, że czytając tę książkę po raz pierwszy wysilałem umysł i słowniki by zrozumieć wszystkie treści zapisane przez autora po łacinie. A język ten nie był mi wtedy absolutnie obcy. W nowej wersji czytanie szło już o wiele bardziej płynnie. Jak dowiedziałem się z posłowia to właśnie ten aspekt stanowił najbardziej istotną poprawkę. Nie chcę być złośliwy, ale muszę przytoczyć opinię Eco, którego do zmiany przekonał wydawca amerykańskiej wersji. Stwierdził, że o ile w Europie, która kontakt z łaciną miała stosunkowo częsty, cytaty mogą spowodować uczucie niepokoju, a tyle w Ameryce mielibyśmy do czynienia z pewną paniką. Autor pierwotnie chciał dodać swojemu dziełu odrobinę surowości, teraz jednak postawił na czytelność tekstu i fabuły. Reszta zmian, to kosmetyka – zamiana dyni w cykorię (ta pierwsza nie występowała w owym czasie na tym terenie), czy rozprawienie się z nieistniejącymi wówczas jednostkami czasu – nic co rzucałoby się w oczy i krzyczało „jestem poprawką”.

A jak te zmiany przekładają się na nowe wydanie? Noir sur Blanc dołożyło wszelkich starań by książką została wydana pięknie i trwale, a do tego czyta się bardzo wygodnie. Twarde okładki, obwoluta, kapitałka... wszystko zapewne sprawi, że Imię róży przetrwa w domu, na półce i w zaczytanych rękach długie lata. Ja jednak, od pierwszych słów Adso z Melku, przerzucałem pożółkłe strony pergaminu odręcznie zapisane – teraz już wyblakłym – atramentem, a całość pachniała kadzidłem i tajemnicą. Tak jak każda naprawdę wspaniała książka.

Kamil Świątkowski

Wydawnictwo Noir sur Blanc
ISBN: 978-83-7392-386-7




tę książkę dostaniesz w Fabryka.pl" , Merlin.pl , Selkar.pl oraz