Beowulf to poemat, który porusza ludzką wyobraźnię już od setek lat. To opowieść o potworze, o wojowniku, o pojedynku, który rozpalił nadzieje i przyniósł radość. Strwożony lud wykazywał swoją wdzięczność za wyzwolenie z niebezpieczeństwa, ale... to nie on jest głównym bohaterem tej konkretnej książki
Przy kominku zazwyczaj siadam i czytam sobie książki i w ten sposób spędzam całkiem miło czas. Do tej pory jednak nie zajmowałem się jeszcze samym kominkiem i jego paliwem. I właśnie kiedy zdałem sobie z tego sprawę do redakcji przyszła książka o drewnie. Ale – jak się szybko okazało – nie tylko o nim.
Ustalmy fakty. Za oknem jest mniej więcej piętnaście na minusie. Mamy styczeń, który za wszelką stara się udowodnić, że ciągle jest miesiącem zimowym, a z braku dowodów wizualnych posiłkuje się Celsjuszem. I powstaje ten mały dylemat. Z jednej strony wcale się nie chce wychodzić z domu, a z drugiej... chciałoby się posiedzieć w jakiejś chacie na zaśnieżonym stoku, przy ogniu w kominku i z filiżanką góralskiej herbatki w ręku.
Wolsung to nazwa gry fabularnej, która powstała parę lat temu w naszym kraju. Jest ona osadzona w awanturniczym, quasi wiktoriańskim, świecie, w którym magia i maszyny parowe przeplatają się ze sobą, zarówno w warstwie tła, jak i w przypadku pierwszoplanowych bohaterów opowieści. Gracze mogli się wcielać w wyrafinowanych dżentelmenów – bywalców salonów, kokieteryjne łowczynie dzikich bestii na rozległych sawannach, błyskotliwych tropicieli mistycznych zbrodni, czy wreszcie badaczy zaginionych cywilizacji – prawie bez żadnych ograniczeń dla wyobraźni.
Kiedykolwiek w przeszłości sięgałem po jakąkolwiek pozycję związaną z Pratchettem, to siadałem z nią przy kominku w bezkrytycznym oczekiwaniu nadchodzącej przyjemności, humoru, niespodzianki i całkiem intelektualnej stymulacji. Tym razem moje odczucia były nieco zmieszane. W końcu chodziło o biografię ulubionego autora, który zmarł pół roku temu.
Lubię dużo czytać i nie ukrywam, że stawiam przed książkami różne zadania. Czasem mają mnie przenieść w zupełnie inny świat, czasem rozbawić, a jeszcze innym razem opowiedzieć o życiu osób, które cenię, albo pouczyć w jakimś bardzo interesującym temacie. Zauważyłem, że pod tym względem warto czasem sięgnąć po wydawnictwa mniejsze i bardziej niszowe. Treść tego, co publikują, wydaje się dla nich wyjątkowo ważna.
Tiffany Aching dorosła. Nie jest już „rzemiechą”, stała się całkowicie samodzielną czarownicą – i do tego bardzo, bardzo dobrą. Ciężko pracuje od rana do wieczora – a praca czarownicy wygląda zupełnie inaczej niż ludziom się wydaje. W tajemnicy powiem Wam, że czarownica pomaga ludziom. Nie, nie za pomocą magii – tylko troski płynącej z zasady: „ktoś musi mówić za tych, którzy nie mają głosu”. W każdym razie niewiele tam miejsca na tańce bez spodniej odzieży.
W Norwegii też jest lato. I są pensjonaty nadmorskie. Prowadzenie pensjonatu nad morzem wydaje się być fajnym pomysłem na życie, chociaż można przy okazji zetknąć się z wieloma nieprzewidzianymi sytuacjami. Na przykład można znaleźć zwłoki na plaży. Albo wśród gości spotkać podejrzane typy…
Słuchajcie ludziska, bo to co wam rzeknę, to opowieść będzie inna niż wszytkie. Zacznie się pewnej zimowej nocy, gdy śnieg i mróz odetną pewną chałupę z darni od świata, a mieszkającej tam pani Theolinie Belknap zamrozi serce i odbiorą zmysły. Samotna, wykończona połogiem, podczas gdy niewdzięczny jej chłop – niedojda Vester – pije z koleżkami, Theolina zanosi swe nowo narodzone, szóste już, dziecko do dołu kloacznego. Ale czy można ją winić? Czy niegościnny dla pionierów teren, ponura ziemia Zachodu nie powinna tak właśnie czynić – doprowadzać słabych, porządnych ludzi do obłędu? Tyczy się to najczęściej zaś kobiet użerających się z głodem, chłodem, beznadzieją żywota, straconymi marzeniami oraz bydlętami zarówno czworonożnymi jak i tymi na nogach dwóch.